Coś się kończy, coś się zaczyna- po raz drugi.

Już trzy pełne tygodnie minęły, odkąd jestem w Estonii.


Trzy tygodnie i pierwsza część właśnie dobiegła końca.

Pierwsza część, czyli kurs estońskiego, przede mną część druga, chyba bardziej nudna- studia. ;)
W tym tygodniu są dni orientacji ( żebym się nie zgubiła w kombinacji budynków, to nie jest nasze krakowskie Pade -_- ), a już od 2. czy tam 3. września zajęcia.
Tak wgl- mam nadzieję, że o tym nie pisałam, najwyżej się powtórzę, trudno- to mam plan zajęć. Sześć zajęć w tygodniu. ;o będzie siedem, bo potrzebuję jeszcze gramatyki historycznej, tylko muszę ją sobie najpierw załatwić. :D
Także- siedem zajęć w tygodniu, co daje ( yyyy 1,5h*7= 10,5 godzin tygodniowo!!!!!! )
Co ja zrobię ze swoim czasem wolnym? Chyba zacznę pisać powieść. Lub bajki dla dzieci i od razu ilustracje. A może by tak uzależnić się od seriali? Hm? Więcej propozycji proszę!
Nie no, jasne, że będę wychodzić. Na zdjęcia, by zagubić się wśród prasko-tallińskich uliczek, nad morze, będę się spotykać z moją paczką...

Z paczką. Która dziś się porozjeżdżała. Trochę smutno więc. Ale o tym później.

W piątek wieczór poznałam smak najprawdziwszej hiszpańskiej SANGRII. Aitäh, Ricardo!! 
Sangria przygotowana w dziesięciolitrowym wiadrze, lol. :D Wino, fanta, wódka, gin, jabłka iiii jeszcze jakiś jeden owoc. Łał. Cudowny napój. Kochamy sangrię. 
Potem był koncert Eurowizji. Każdy kraj śpiewał piosenkę w swoim języku. Rzecz jasna, Polskę reprezentowałam tylko ja, ale... Zdobyliśmy ( to znaczy sorry- ja zdobyłam ;p ) piąte miejsce!! :D
Wygrała Italia. 

Potem inteligenci stwierdzili, że idą na Stare Miasto. WHY NOT? ( dlaczego nie? ) - jako kolejna odpowiedź na wszystko. 

( mała dygresja.
 włączyłam sobie pralkę, jakaś dziwna jest. Pierze już chyba trzecią godzinę- najpierw pranie, teraz jakaś piana śmieszna, a ja chcę, żeby mi to wywirowało! Ja to mam przygody z pralkami... -_- boję się, że wybuchną, że spalę ubranie, że się woda wyleje... i tak dalej. :D jak zawsze. Koniec dygresji. ) 

No i poszliśmy. Wariactwo kompletne, ale co tam. 

Sobotni poranek nastał całkiem szybko, a tu trzeba było przygotowywać obiad!
Pierożki lepić, a co!
OO BOŻE ALE POŻARŁAM. 
I definitywnie zakochałam się w hiszpańskiej TORTILII. Aitäh, Pablo! O mamo. 
I austriackich ciasteczkach. 

Potem graliśmy w kolejną głupią gierkę- tą, co jeden pisze jedno imię, drugi drugie, miejsce, co robili blabalba kosmiczne historie :D

Koło 8 wieczór zabraliśmy dupska i kolejny szalony pomysł ( z racji ostatniej nocki ) IDZIEMY PIĆ NA PLAŻĘ. Aach, polskie zastaw się, a postaw się- kupiłam tą wódkę, ( doobry Sobieski! )  no więc mieliśmy imprezkę na plaży. A jakie morze było cudowne *-* wygładzona tafla i cudne niebo, czerwony pas i coraz ciemniej w górę, a potem gwiazdy ( romaantiline! ) , a potem to już wszystko na raz. Szczerze się przyznam, że nie wiem, kiedy wróciliśmy do akademika. Tzn nie spojrzałam nawet na telefon, tylko po prostu baaam do łóżka. 

Ale było godnie. 


A dziś od rana smutno. Coraz bardziej z każdą wynoszącą swe manatki osobą. 
Potem ja też zaczęłam pakowanie, a raczej upychanie gdzie popadnie ( to jest trudniejsze niż puzzle! :D ) i przyszła kolej na moje pożegnanie. Z niektórymi osobami mogę się zobaczyć chociażby jutro ( ten sam Uniwersytet) , czy w piątek ( drugi uniwersytet ) ale parę osób pojechało studiować do Tartu i z nimi raczej się prędko nie zobaczę.. 
Dobrze było mieć przy sobie Strongmena dla pomocy przy dźwiganiu bagaży. ^^ 
Trzeba się było wyściskać ( eech, Tartu... ) i takim to sposobem zostałam sama.

Pisanie mojej notki trwa już dobrą godzinę, pralka pierze dalej ( WTF?! ), manele porozrzucane po kątach, trza będzie ogarnąć. Ogarnąć chaos i ogarnąć siebie.  

Akademik jest dość daleko od centrum. Ciężko liczyć na powrót nocą na piechotę. Niestety. 
Pokój jest ok, ale- uwaga uwaga- nie mamy czajnika. Dobry żart, ku**a. Tam to, że nie mamy suszarki na bieliznę to jeszcze może i zrozumiem, ale nie mieć czajnika?!  Jedna kuchnia i jedna łazienka na 4 osoby, zamknięte ,jakby, maleńkie mieszkanko. No ale ten czajnik mnie rozwala.
I pralka. 

Nie mam więcej myśli na dziś. 
Zdjęć również nie mam. 

Czas ogarnąć. 
Wsjo.

Komentarze

  1. Zazdroszczę Ci tych studiów za granicą :D

    Oo fajnie ! Ja będę mieć ...czekaj, niech sobie policzę: w I semestrze 6, a w drugim 3 :D

    Ale mi narobiłaś smaka na pierogi *.*

    Oj, to faktycznie kiepsko, z tym brakiem czajnika ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty też możesz skorzystać z Erasmusa, polecam! :))

    Tylko 3 zajęcia w drugim? ;o ok, wygrałaś!

    Czajnik jedno, a pralka też dobija.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pralka mnie zabiła. Poplułam monitor.
    I jak, dalej pierze?

    N

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weeeź, prawie przez nią ryczałam, bo koniec końców nie wywirowała, a woda stoi w bębnie dalej.
      I to wcale nie jest śmieszne, nic a nic. :'(

      Usuń
  4. Oj a ja tam słyszałam że jest czajnik tylko że na kuchenkę gazową :-) jakiej narodowości masz współlokatorke? Pozdrawiam M.G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli garnuszek nazwać czajnikiem.... ;)
      Współlokatorka z Wilna, ale jeszcze nie jest pewna, czy tu zostaje, czy się przenosi gdzie indziej.

      Usuń
    2. A gdzie to chce się przenieść? Eee tam w garnuszku też się woda zagotuje :-) M.G.

      Usuń
  5. Czyżby Szkoła Przetrwania? ;) A w Witanowicach bez Ciebie pusto się zrobiło... Ale za to będziemy potem rewelacyjne zdjęcia oglądać! :D Pozdrowionka od ciotki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma kto chodzić tam i z powrotem chodnikiem pięć razy dziennie ;))
      a na pokaz zdjęć zapraszam, gdy wrócę! ^^

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty