Estońska pogoda jako czynnik wpływający na nastrój i samopoczucie psychiczno-fizyczne.

Myślę sobie: znowu nie mam pomysłu na tytuł. NO ZA CHOLERĘ! Hm. Patrzę w okno- przed chwilą było słońce, teraz znowu chmury. No tak- estońska pogoda. Mam pierwszą część.
A druga.. to już podsumowanie minionego tygodnia.
Więc koniec końców dowaliłam: Estońska pogoda jako czynnik wpływający na nastrój i samopoczucie psychiczno-fizyczne.

Zorientowałam się, że ostatni raz pisałam w poniedziałek, już prawie tydzień minął od tego czasu, łohoho!
Pierwsze trzy dni tygodnia strasznie zmulone. Dosłownie.
 To jest potwierdzone naukowo, zwłaszcza w moim przypadku. Zmulona pogoda= zmulona ja. Zero polotu, zero chęci, wszystko mam gdzieś. Nawet ciastka leżą, a ich nie ruszam. Ale jakoś przeleciało.
( CZASAMI TO JEST DOBRE, GDY CZAS SZYBKO LECI. )

W czwartek wyszło słońce. I na niebie i na duszy. Ilość światła jest wprost proporcjonalna do poprawy mojego nastrojenia.
AŻ ŻYĆ SIĘ CHCE!

Tak jeśli o słońce chodzi. Odkopałam jakiś ładny zachodzik, popatrzcie jak ślicznie kiedyś było: 







Późnym popołudniem, w pięć osób wybrałyśmy się do pobliskiego parku Kadriog, w którym odbywał się- można powiedzieć- Festiwal, „ Pożegnanie lata” i „Święto Światła”.
Najpierw poszłyśmy do przyjemnej knajpki, gdzie można było zjeść ciasteczko, wypić kawę, czekoladę.. Nas jednak czekała impreza, więc preferowałyśmy coś mocniejszego. ;) Wypiłam przepyszną wiśnióweczkę! Od razu cieplej się zrobiło.  W sam raz na chłodny, wrześniowy wieczór! :D

Potem spacerowałyśmy po tym parku, na każdym kroku oświetlonym przez świeczki, pochodnie i lampki ( bożonarodzeniowe :D ) na krzewach i drzewach. Poważnie, czułam się jak w Boże Narodzenie. TYLKO ŚNIEGU JESZCZE BRAKOWAŁO! ( tfu tfu wypluj to słowo, za wcześnie na śnieg!!!!!!!!!!!)
( A’propos! Właśnie mignęła mi myśl: Ciekawe, czy tutaj, w Tallinnie będzie coś takiego, jak jarmark Bożonarodzeniowy, na przykład jak w Krakowie? Chciałabym, bardzo! )
Pięknie było.
Nie mam niestety zdjęć, gdyż od razu szłyśmy na imprezę.

No, od razu- nie licząc zaliczenia jednego supermarketu ( BEKA STULECIA! Wiecie, że w Estonii sprzedawanie alkoholu po 22 jest ZABRONIONE? Chcą podobno przeciwdziałać alkoholizmowi. Dla mnie to jednak zupełnie nie ma sensu. Jeżeli ktoś chce się nawalić, to kupi sobie trzy flaszki przed 22 i będzie miał na całą noc, a biedne polskie studentki, które chciały wypić kulturalnie jedno piwko przed imprezą- muszą cierpieć! Średnio logiczne, no ale. ESTONIA. ) i nie licząc przystanku w hostelu Romane, gdzie zeszła chyba godzina. Trzeba się było posilić!

Czwartkowa impreza upłynęła pod hasłem „ WHITE T-SHIRT PARTY”. ( w ogóle nie myślcie sobie, że ja tylko piję i imprezuję, błagam! Impreza jest raz na tydzień, to wszystko. MAMY STUDIA PRZECIEŻ. )
Dresscode? Biała koszulka. J
A zabawa i cała impreza polegała na tym, że ludzie coś na tej koszulce mogli każdemu napisać. Cokolwiek. Wyznanie miłości, numer telefonu, lub ogólnie przyjętą prawdę typu POLSKA W CENTRUM EUROPY.
Łał! Kiedy po powrocie ściągnęłam tą koszulkę i zobaczyłam efekty… Ale będę mieć świetną pamiątkę! Najlepszą!
Popatrzcie:

PF, TEŻ WYZNANIA.! ;) 




Hasła typu: NALEŚNIKI MOIM ŻYCIEM!
NAJLEPSZE PIEROGI NA ŚWIECIE!
CZY TO JEST SŁODKIE?! DAJCIE MI COŚ SŁOOODKIEGO!
To akurat wiadome, że moi ludzie, kto inny wiedziałby o mnie takie rzeczy? Trzeba się znać. ;]
Zwyciężyło jednak hasło: KRÓLOWA IMPREZY. Ktoś chyba musiał być mocno szarpnięty i mieć ostre halucynacje, by coś takiego napisać, NO ALE CÓŻ. :D
Wesoło, wesolutko. 

Oooj, przednie było. Jedna z lepszych imprez w przeciągu ponad 1,5 msc, które tu już jestem!
Jedna biedna  wiśnióweczka dała energię i nastrój na cały długi czas zabawy!

Po czterech godzinach snu ( LUBIE TO ) obudziłam się w doskonałym samopoczuciu i doskonałym humorze. Hura, słonko i niebieskie niebo!
Zajęcia dopiero o 14, prawie czas na dwie kawki, śniadanko, mały obiadek.. Wczorajsza ortografia była już lepsza, niż ostatnio. Już nie czułam się jak ostatni, stuprocentowy kretyn. ( TYLKO SIEDEMDZIESIĘCIOPROCENTOWY KRETYN. )
 I w ogóle….
WSZYSTKIE ZALICZENIA SĄ W GRUDNIU.
Co to dla mnie oznacza?
A no to, że wracam na święta do domku i mam dwa miesiące zimowych wakacji! ;)

MOGĘ ZACZĄĆ ODLICZAĆ DNI DO POWROTU.

Sobota jak sobota: intensywne przedpołudnie: sprzątanie, trzy prania ( zebrało się wszystkiego :D ), większe zakupy… I leniwe popołudnie. Odrobić zadanie.. Popisać… Poczytać… Oglądnąć śmierć Ksawerego i Master Chefa…
OD CZEGOŚ W KOŃCU TEN WEEKEND JEST!! Wot, właśnie od tego.

Dużo słonka życzę! <3

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty