Niesamowite.
W sto dwudziestą pierwszą rocznicę urodzin mojej ulubionej rosyjskiej poetki ( CO RÓŻNI SIĘ NIECO OD POETY ) - Mariny Cwietajewej -postanowiłam również być dziś do bólu poetyczna. :D
Z resztą.
Zazwyczaj taka jestem, tylko rzeczywistość czasem zawala mnie gruzem..codzienności. ;)
Stara, bo piątkowa myśl, którą musiałam sobie zapisać.
Chyba tylko dlatego, bo ukazuje, jaka jestem walnięta.
Idzie sobie Agusia po Tallinnie, buty z cholewami, niebieskie rajtki, sukieneczka, żółta chustka powiewa na delikatnym wiaterku w takt żołnierskich, długich kroków... ( I CZUJE SIĘ JAK MAJAKOWSKI- " piękny i dwudziestoletni" ) Agusia szczerzy się do słońca, którego promienie powodują, że jej włosy są miedziano-rude, idzie i się szczerzy. I Z UPOREM MANIAKA ZBIERA KASZTANY.
Hmm. Gdyby to było tak, że sobie raz poszłam i nazbierałam tych kasztanów to ok. Zrozumiem.
Ale nie. Za każdym razem jak idę na autobus, jak wracam i przechodzę taką całą aleją kasztanów- za każdym razem- i dlatego z uporem maniaka- znoszę do akademika jakieś kasztany. Już mam całą kolekcję! Kurna! Zaraz ludziki zacznę sklejać, bo znalazłam w szafce wykałaczki!
Czemu o tym piszę? Bo zastanawiam się nad celem ( O SENSIE NIE WSPOMINAJĄC ) zbierania i przynoszenia tych kasztanów.
Eeeech, chomikowe me maniactwa....Ze mną zawsze jest wesoło. ^^
Kolejna, duża dawka zdjęć!!!
Fajnie, bo mam zapasy na dobrych parę notek- to znaczy, że nawet jeżeli nowych nie będzie okazji zrobić, spokojnie mogę pisać i korzystać z archiwum, bo ostatnio trochę ich nacykałam.... ;)))
W niedzielę późnym popołudniem, korzystając ze złotego światła wybrałyśmy się na plażę. Pirita, tylko kawałek dalej, czyli całkiem nowe miejsce, w którym jeszcze nie byłam. Może dlatego taka oczarowana byłam tym miejscem.
I prawie było tuż przed zachodem słońce, także...
A z resztą- patrzcie sami:
Trochę ich jest. Starałam się zachować chronologię.
I szczerze: czyż nie wyszły piękne? Czyż mogłam pozostać obojętna? Nieeee, nie ja, nigdy w życiu, nie wobec CZEGOŚ TAKIEGO.
Rozchłestana lazłam, nie zważając na nic wokół. Dopiero potem ( i kolejnego dnia ) zorientowałam się: kurde! ale mnie porządnie zawiało!
Cóż. Gardło pobolało i przestało, a przecież....
SZTUKA WYMAGA POŚWIĘCEŃ.
WARTO I JESZCZE RAZ WARTO!!!
Teraz coś z bardziej przyziemnych rzeczy. :)
Babka, która ma z nami rosyjski ( mówienie ) uczy również polskiego i poprosiła kiedyś mnie i Kasię, czy mogłybyśmy kiedyś wpaść na te zajęcia, coś w formie native-speakerów, coś przygotować, coś opowiedzieć.
Łał! Ucieszyła mnie ta propozycja i z wielkim zapałem zabrałam się za lepienie prezentacji: hymn i jeszcze jakaś jedna rosyjska piosenka o Polsce, a potem parę zdań o Legionach Dąbrowskiego, Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wiśle, Mickiewiczu i Chopinie.
Takie zwykłe.
Dziś były te zajęcia.
My chcemy tłumaczyć na rosyjski, czy coś, bo to w 99% Rosjanie, a babka mówi: TYLKO PO POLSKU DO NICH MÓWCIE!!!
I to było takie śmieszne dla mnie, bo doskonale wiedziałam, że przecież oni się dopiero uczą- znałam to z własnego doświadczenia, jak ciężko być bombardowanym - starałam się więc mówić głośno i wyraźnie.
Nawet legendę o smoku wawelskim im opowiedziałam!
Pani jednak stwierdziła, że to jest oficjalna wersja, a ona zna wersję dla dorosłych.
Więc, uwaga uwaga- przekazuję Wam teraz tą wersję- dla mnie była nowością! ;) To tak mniej więcej leciało:
Z resztą.
Zazwyczaj taka jestem, tylko rzeczywistość czasem zawala mnie gruzem..codzienności. ;)
Stara, bo piątkowa myśl, którą musiałam sobie zapisać.
Chyba tylko dlatego, bo ukazuje, jaka jestem walnięta.
Idzie sobie Agusia po Tallinnie, buty z cholewami, niebieskie rajtki, sukieneczka, żółta chustka powiewa na delikatnym wiaterku w takt żołnierskich, długich kroków... ( I CZUJE SIĘ JAK MAJAKOWSKI- " piękny i dwudziestoletni" ) Agusia szczerzy się do słońca, którego promienie powodują, że jej włosy są miedziano-rude, idzie i się szczerzy. I Z UPOREM MANIAKA ZBIERA KASZTANY.
Hmm. Gdyby to było tak, że sobie raz poszłam i nazbierałam tych kasztanów to ok. Zrozumiem.
Ale nie. Za każdym razem jak idę na autobus, jak wracam i przechodzę taką całą aleją kasztanów- za każdym razem- i dlatego z uporem maniaka- znoszę do akademika jakieś kasztany. Już mam całą kolekcję! Kurna! Zaraz ludziki zacznę sklejać, bo znalazłam w szafce wykałaczki!
Czemu o tym piszę? Bo zastanawiam się nad celem ( O SENSIE NIE WSPOMINAJĄC ) zbierania i przynoszenia tych kasztanów.
Eeeech, chomikowe me maniactwa....Ze mną zawsze jest wesoło. ^^
Kolejna, duża dawka zdjęć!!!
Fajnie, bo mam zapasy na dobrych parę notek- to znaczy, że nawet jeżeli nowych nie będzie okazji zrobić, spokojnie mogę pisać i korzystać z archiwum, bo ostatnio trochę ich nacykałam.... ;)))
W niedzielę późnym popołudniem, korzystając ze złotego światła wybrałyśmy się na plażę. Pirita, tylko kawałek dalej, czyli całkiem nowe miejsce, w którym jeszcze nie byłam. Może dlatego taka oczarowana byłam tym miejscem.
I prawie było tuż przed zachodem słońce, także...
A z resztą- patrzcie sami:
I szczerze: czyż nie wyszły piękne? Czyż mogłam pozostać obojętna? Nieeee, nie ja, nigdy w życiu, nie wobec CZEGOŚ TAKIEGO.
Rozchłestana lazłam, nie zważając na nic wokół. Dopiero potem ( i kolejnego dnia ) zorientowałam się: kurde! ale mnie porządnie zawiało!
Cóż. Gardło pobolało i przestało, a przecież....
SZTUKA WYMAGA POŚWIĘCEŃ.
WARTO I JESZCZE RAZ WARTO!!!
Teraz coś z bardziej przyziemnych rzeczy. :)
Babka, która ma z nami rosyjski ( mówienie ) uczy również polskiego i poprosiła kiedyś mnie i Kasię, czy mogłybyśmy kiedyś wpaść na te zajęcia, coś w formie native-speakerów, coś przygotować, coś opowiedzieć.
Łał! Ucieszyła mnie ta propozycja i z wielkim zapałem zabrałam się za lepienie prezentacji: hymn i jeszcze jakaś jedna rosyjska piosenka o Polsce, a potem parę zdań o Legionach Dąbrowskiego, Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wiśle, Mickiewiczu i Chopinie.
Takie zwykłe.
Dziś były te zajęcia.
My chcemy tłumaczyć na rosyjski, czy coś, bo to w 99% Rosjanie, a babka mówi: TYLKO PO POLSKU DO NICH MÓWCIE!!!
I to było takie śmieszne dla mnie, bo doskonale wiedziałam, że przecież oni się dopiero uczą- znałam to z własnego doświadczenia, jak ciężko być bombardowanym - starałam się więc mówić głośno i wyraźnie.
Nawet legendę o smoku wawelskim im opowiedziałam!
Pani jednak stwierdziła, że to jest oficjalna wersja, a ona zna wersję dla dorosłych.
Więc, uwaga uwaga- przekazuję Wam teraz tą wersję- dla mnie była nowością! ;) To tak mniej więcej leciało:
Legenda o smoku wawelskim dla
dorosłych: W Krakowie był smok,
który żądał od Kraka i jego ludu jednej dziewicy na śniadanie, jednej na obiad
i jednej na kolację. Niestety, smok umarł wkrótce z głodu, gdyż w Krakowie
takich nie ma.
Na co jeden student z zapałem odpalił: No to trzeba do tego Krakowa jechać!
I w ogóle: jakie to miłe dla mnie było, widząc, że moja prezentacja się im spodobała, że naprawdę byli zaciekawieni.. I jak potem nam dziękowali wszyscy, żebyśmy znowu przyszły, opowiedziały coś więcej- i znowu dziękowali, brali nasze kontakty, już się umawiamy, wszystko....!
Niesamowite!!!
Czwartek i piątek mam wolne.
BĘDZIE WIZA DO ODBIORU!!!
I będę mogła siedzieć i czyyytać o Piterze i planować muzea, które koniecznie zaliczę.
Musze się również za mapą rozejrzeć!
Miły wieczór.
Idę na herbatkę, papa!.
A co z wystawą kocio-gryzoniową? M.G.
OdpowiedzUsuńNie byłam! :<
OdpowiedzUsuńtrzeba było wcześniej zamówić bilety, najlepiej w "pakiecie rodzinnym", a ja wcześniej o tym nie wiedziałam :D
O ja cię *.*
OdpowiedzUsuńAle magiczne zdjęcia ♥
staram się przekazywać tą magię! ;) cieszy mnie niezmiernie, jeżeli się udaje choć w małym stopniu. <3
OdpowiedzUsuńNiektóre zdjęcia zapierają dech. Idziesz coraz dalej, pięknie :)
OdpowiedzUsuńEkstra ta legenda, poopowiadam ludziom na studiach.
Idziemy pisać CI list.
N, Ł.
Się cieszę. <3
OdpowiedzUsuńHahahah ja też ją będę podawać dalej! :D
Jaaa, już się doczekać nie mogę! <3 Z POCZTÓWKĄ!!