Roz-szarzanie.
Mój biologiczny zegar budzi mnie o zwykłej dla mnie porze.
-Nieee, niemożliwe, zegarku. Przecież jeszcze nie ma 8, ani nawet na pewno nie ma 7:30!
Dla pewności zerkam na telefon.
7:50.
Ciemno jak w dupie. " Rozjaśniać " ( NIE PROŚCIEJ POWIEDZIEĆ: ROZSZARZAĆ??? ) zaczęło się dopiero jakieś 45 minut później i moim oczom- ACH, NIESPODZIANKA!- ukazała się szara, estońska plucha i deszcz na szybach.
A już liczyłam, że prognoza pogody mnie okłamie. Kolejna niespodzianka- " NIE DZIŚ!"
KWESTIA PRZYZWYCZAJENIA.
Wbrew aurze, mam całkiem dobry nastrój, a i jeszcze lepiej!- mam natchnienie!
Musiałam je wykopać, bo przychodzi taki czas, kiedy trzeba brać się za robotę na podkręconych obrotach.
Znowu siedzę nad gramatyką historyczną; tym razem w poezji Jesienina ( noo, w paru wierszach dla uściślenia ) szukam przejawów staro-cerkiewno-słowianizmów. Trochę wysiłku i czasu to pochłania, bo NAGLE OKAZUJE SIĘ, ŻE TYCH SŁÓW JEST DWA RAZY WIĘCEJ NIŻ WIDZIAŁAM NA POCZĄTKU, ale skłamałabym mówiąc, że się do tego zmuszam. Wręcz przeciwnie- nawet mi się to podoba, wczoraj straciłam rachubę czasu i skończyłam praktycznie przed północą!
W piątek zobaczymy, czy moje wysiłki zostaną docenione. :)
Poza tym czytam lektury- NA AKORD!, ale jak to zwykle bywa- jedna może zostać wciągnięta nosem, drugą trzeba przetrawić.
Marzę już jednak o tym, by przeczytać coś sobie tylko i wyłącznie dla siebie, co ja chcę, a nie co muszę...!
Już po 10. grudnia. ;) ( W PONIEDZIAŁEK WRACAM Z LAPONII, A WE WTOREK MAM EGZAMIN Z LITERATURY, BĘDZIE WPROST EPICKIE LANIE WODY! :D )
Co do epickości.
Szybko zleciał poprzedni tydzień.
LECI- dzień za dniem, tydzień za tygodniem.
I z jednej strony częstotliwość spotkań znowu wzrosła ( nie ma to jak nasza banda.! ), więcej zajęć i nie ma czasu na nudę i smutki, a z drugiej strony- im bliżej końca Estonii, tym bardziej chcę już do Polski. Już całą sobą.
Ale teraz to już będzie z górki. Tego staram się trzymać.
Na razie mogę się zająć odliczaniem dni do Laponii. :) Do kolejnych tysiąca zdjęć, do zorzy polarnej i do świszczącego mrozu.
ZAWSZE TRZEBA WYBRAĆ PRZYJEMNIEJSZĄ PERSPEKTYWĘ.
Tak jak w obrazku:
Na sam koniec wykopałam jeszcze parę zdjęć, kiedy w zeszłą niedzielę było piękne światło:
-Nieee, niemożliwe, zegarku. Przecież jeszcze nie ma 8, ani nawet na pewno nie ma 7:30!
Dla pewności zerkam na telefon.
7:50.
Ciemno jak w dupie. " Rozjaśniać " ( NIE PROŚCIEJ POWIEDZIEĆ: ROZSZARZAĆ??? ) zaczęło się dopiero jakieś 45 minut później i moim oczom- ACH, NIESPODZIANKA!- ukazała się szara, estońska plucha i deszcz na szybach.
A już liczyłam, że prognoza pogody mnie okłamie. Kolejna niespodzianka- " NIE DZIŚ!"
KWESTIA PRZYZWYCZAJENIA.
Wbrew aurze, mam całkiem dobry nastrój, a i jeszcze lepiej!- mam natchnienie!
Musiałam je wykopać, bo przychodzi taki czas, kiedy trzeba brać się za robotę na podkręconych obrotach.
Znowu siedzę nad gramatyką historyczną; tym razem w poezji Jesienina ( noo, w paru wierszach dla uściślenia ) szukam przejawów staro-cerkiewno-słowianizmów. Trochę wysiłku i czasu to pochłania, bo NAGLE OKAZUJE SIĘ, ŻE TYCH SŁÓW JEST DWA RAZY WIĘCEJ NIŻ WIDZIAŁAM NA POCZĄTKU, ale skłamałabym mówiąc, że się do tego zmuszam. Wręcz przeciwnie- nawet mi się to podoba, wczoraj straciłam rachubę czasu i skończyłam praktycznie przed północą!
W piątek zobaczymy, czy moje wysiłki zostaną docenione. :)
Poza tym czytam lektury- NA AKORD!, ale jak to zwykle bywa- jedna może zostać wciągnięta nosem, drugą trzeba przetrawić.
Marzę już jednak o tym, by przeczytać coś sobie tylko i wyłącznie dla siebie, co ja chcę, a nie co muszę...!
Już po 10. grudnia. ;) ( W PONIEDZIAŁEK WRACAM Z LAPONII, A WE WTOREK MAM EGZAMIN Z LITERATURY, BĘDZIE WPROST EPICKIE LANIE WODY! :D )
Co do epickości.
Szybko zleciał poprzedni tydzień.
LECI- dzień za dniem, tydzień za tygodniem.
I z jednej strony częstotliwość spotkań znowu wzrosła ( nie ma to jak nasza banda.! ), więcej zajęć i nie ma czasu na nudę i smutki, a z drugiej strony- im bliżej końca Estonii, tym bardziej chcę już do Polski. Już całą sobą.
Ale teraz to już będzie z górki. Tego staram się trzymać.
Na razie mogę się zająć odliczaniem dni do Laponii. :) Do kolejnych tysiąca zdjęć, do zorzy polarnej i do świszczącego mrozu.
ZAWSZE TRZEBA WYBRAĆ PRZYJEMNIEJSZĄ PERSPEKTYWĘ.
Tak jak w obrazku:
Na sam koniec wykopałam jeszcze parę zdjęć, kiedy w zeszłą niedzielę było piękne światło:
Aaa, na koniec mogę pocisnąć wszem i wobec znaną anegdotką na temat salwy śmiechu, jakie język słowacki i czeski wywołuje u Polaków.
Nowość: polska ładowarka to u Słowaków nabijaczka.
A po nasz czerstwy chleb Słowacy chodzą z samego rana do piekarni i jedzą na śniadanie.
Weseli ludzie.
Miłego dnia! :)
A ja wracam do historycznej. :D
Faktycznie genialne światło ♥
OdpowiedzUsuńJak Ci zazdroszczę tej Laponii *.*
Wtedy tak. Dziś już nie. :<
UsuńPoczekaj na relację! :))) myślę, że będzie co oglądać. Liczę na to!
rozszarzać? przecież nie ma takiego słowa.
OdpowiedzUsuńWchodzisz na Moc do kwadratu <3
zleci. Widzimy się niedługo.
Jestem jak Leśmian, wymyślam neologizmy. :D
UsuńMoc rodem z Volverina? ;]