Dzień Kota.

No kto jak kto. Oraz co jak co.
ALE JA DNIA KOTA BYM NIE ŚWIĘTOWAŁA?! 
Rozumiem, że moje Kotiki mają go na co dzień, ale mimo wszystko. Dziś przyjmują życzenia od wszystkich. ;)



Odkąd tylko pamiętam, w moim życiu były Koty.

Pierwszym, który głęboko i świadomie zapisał się w mojej pamięci był Łatka. Tak, kocur.
Pamiętam, jak Dziadek przyniósł go z pracy specjalnie dla mnie, a czarny przystojniak z białą krawatką i łapkami szybko podbił moje serce. 

Kolejnego Kota do domu przyniosłam już sama. Kizię.
Ot tak, wracając ze szkoły. 

Dużo było Kotików w moim życiu. Ciężko zliczyć wszystkie. 
Każdy niepowtarzalny. A jeden wspanialszy od drugiego.

Ostatnia piątka: Pantim, Garnierka- rodzice Francesca. Mojej szarej pięknoty. 
Ciężkie jest jednak kocie życie. Niesprawiedliwe. 
Zbyt krótkie. 


Moje teraźniejsze Kotiki- Vincent i Perełka siedzą z nami w domu, jedzą mi z talerza i piją z kubka, a cała rodzina wielbi je i składa hołdy uznania. 
Moje najdroższe! 














No, to świętujcie ze swoimi Kotikami. 

I jednocześnie trzymajmy kciuki za Koty na skoczni! ;) 



Komentarze

  1. Super zdjęcia!(najwięcej Wincentów) więcej Perełek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czasem bywa, że to Perełka jest w znaczącej większości! ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty