Podwójnie urodzinowo.
Ale dziś zimno. Cały dzień utrzymują się marne 4 stopnie. Szczypie w uszy, trzeba będzie czapki poszukać. ;)
Dokładnie 7 lat temu... Urodziła się Martynka. Moja Chrześnica. Ta oto Mała Ślicznotka.
Zdjęcie pierwsze- chyba sprzed 3 lat. Drugie- sprzed dwóch. Trzecie- sprzed tygodnia.
Wczoraj- równie piękny, niesamowity, cudowny dzień.
Martynce urodził się Braciszek.
Mi- mój najmłodszy Kuzyn.
Bartuś.
Fajnie, będą mieli urodziny dzień po dniu. Lepiej niż ja i Ewelina, bo nas dzieli całe 5 dni :D Nasi Rodzice upodobali sobie grudzień, rodzie Zioma- październik.
Co kto lubi! :D
Już nie pamiętam dokładnie jak to było, gdy rodziła się Martynka. W końcu to było całe 7 lat temu.
Na pewno jednak było to inne oczekiwanie, inne przeżywanie.
Ważne, najważniejsze- że wszystko się udało, wszystko jest dobrze, a kolejna Mała Istotka jest już razem z nami wszystkimi na ziemi.
Wczoraj- Boże kochany!!! - widziałam to zawiniątko ledwie parę godzin po narodzinach- można się zapatrzeć, cudowne. :) :) :)
Wczoraj tylko spał ni robił śmieszne minki.
Dziś- krzyczał tak, że w telefonie odbijało się tylko: a lee, a łee, a łe! - Śmieję się, że dziś już dowiedział się prawdy o świecie i tęskni za ciepłym brzuszkiem. ;) Ale wkrótce przekona się, że na ziemi też może być fajnie. I równie ciepło.
Nawet, jeżeli na polu są 4 stopnie i zimny wiatr.
Ładne mi zakończenie wyszło, takie z puentą, ale mam przygotowane parę zdjęć, więc muszę się nimi podzielić!
Mój Vincent gentleman.
I Perełka Księżniczka. :)
Dokładnie 7 lat temu... Urodziła się Martynka. Moja Chrześnica. Ta oto Mała Ślicznotka.
Zdjęcie pierwsze- chyba sprzed 3 lat. Drugie- sprzed dwóch. Trzecie- sprzed tygodnia.
Co to był za dzień 24.10.2007... Zbyt wiele słów musiałby zawrzeć opis tego dnia.
Ważne, że dziś- po 7 latach- można się cieszyć tym, CO JEST I JAK JEST.
Najważniejsze.
Wczoraj- równie piękny, niesamowity, cudowny dzień.
Martynce urodził się Braciszek.
Mi- mój najmłodszy Kuzyn.
Bartuś.
Fajnie, będą mieli urodziny dzień po dniu. Lepiej niż ja i Ewelina, bo nas dzieli całe 5 dni :D Nasi Rodzice upodobali sobie grudzień, rodzie Zioma- październik.
Co kto lubi! :D
Już nie pamiętam dokładnie jak to było, gdy rodziła się Martynka. W końcu to było całe 7 lat temu.
Na pewno jednak było to inne oczekiwanie, inne przeżywanie.
Ważne, najważniejsze- że wszystko się udało, wszystko jest dobrze, a kolejna Mała Istotka jest już razem z nami wszystkimi na ziemi.
Wczoraj- Boże kochany!!! - widziałam to zawiniątko ledwie parę godzin po narodzinach- można się zapatrzeć, cudowne. :) :) :)
Wczoraj tylko spał ni robił śmieszne minki.
Dziś- krzyczał tak, że w telefonie odbijało się tylko: a lee, a łee, a łe! - Śmieję się, że dziś już dowiedział się prawdy o świecie i tęskni za ciepłym brzuszkiem. ;) Ale wkrótce przekona się, że na ziemi też może być fajnie. I równie ciepło.
Nawet, jeżeli na polu są 4 stopnie i zimny wiatr.
Ładne mi zakończenie wyszło, takie z puentą, ale mam przygotowane parę zdjęć, więc muszę się nimi podzielić!
Mój Vincent gentleman.
I Perełka Księżniczka. :)
Pejzaże październikowej jesieni:
I na koniec Ewelina.
W tym samym lustrze, co i Martynka. :)
Kochani, życzę Wam ciepłego weekendu! <3
Cały wpis do zjedzenia - bije od niego tyle ciepła. Przyda się na tę krakowską Antarktydę. Dzięki!
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to, że odebrałaś to własnie w taki a nie inny sposób!! <3
Usuń