Gdzie deszcz szeleści głośniej niż łzy i niż atrament.
Patrzę za okno, ćmi tak tym deszczem, siępawicą paskudną, że od razu na taki widok aż się smutno robi.
Zawsze w takich chwilach przypomina mi się wiersz Borysa Pasternaka "Luty". Tak, luty.
Luty. Atrament wziąć i płakać!
O lutym pisać spazmatycznie,
Dopóki niepogoda taka
Wre czarną wiosną ustawicznie.
Dorożkę wziąć. Za grzywien sześć i,
Skroś bicie dzwonów, skroś kół zamęt,
Przenieść się tam, gdzie deszcz szeleści
Głośniej niż łzy i niż atrament.
Gdzie, niczym gruszki wpół zwęglone,
Z drzew setki wron w kałuże runą
I suchy żal nieutulony
Na samo oczu dno osuną.
Pod nim rozmarzły grunt się czerni,
A wiatr okrzyki drążą liczne,
I im przygodniej, tym misterniej
Powstają wiersze spazmatycznie.
Średnie tłumaczenie, ale mówię Wam- jak to cudownie brzmi w oryginale...!
No ale cóż. Uniwersalnie - i paradoksalnie - pasuje nawet w październiku, nie mówiąc już o listopadzie, który zbliża się wielkimi krokami.
Słota, dekadentyzm i te sprawy. W tą sobotę zmiana czasu, więc tym bardziej warto wziąć się za narzekanie, umartwianie duszy i ciała, blablabla.
Nie tym razem. ;)
Na przekór pogodzie trzymam się dobrze, nie opuściłam jeszcze ani jednych zajęć na studiach (choć marzę lub planuję to średnio co drugi dzień :D ), także sukces, byle do przodu.
Dziś już o 11 (!!) byłam w domu, wypiłam kawę i czułam się jak siedmioletnie dziecko łażąc po domu i nudząc:
-Maaaamuś, a co ja mam robić?
-Siedź.
-Ale nuuuudzi mi się! Nuuuudy!
Olśniło mnie, dopadła mnie wena i przypomniałam sobie, że miałam przecież KIEDYŚ namalować w pokoju Eweliny obrazek.
Bite 7 godzin (!) machania pędzlem, ale jak się za coś biorę, to nie odpuszczam.
Poniosło mnie. xd
Piękne folkowe wzory zagościły na białej ścianie.
Kiedyś Wam pokażę.
A tymczasem mam parę zdjęć z ostatniej niedzieli, kiedy to jeden jedyny dzień pogoda dopisała i wynagrodziła wszystkie ostatnie słotno-smutne dni.
Z resztą sami popatrzcie:
Zawsze w takich chwilach przypomina mi się wiersz Borysa Pasternaka "Luty". Tak, luty.
Luty. Atrament wziąć i płakać!
O lutym pisać spazmatycznie,
Dopóki niepogoda taka
Wre czarną wiosną ustawicznie.
Dorożkę wziąć. Za grzywien sześć i,
Skroś bicie dzwonów, skroś kół zamęt,
Przenieść się tam, gdzie deszcz szeleści
Głośniej niż łzy i niż atrament.
Gdzie, niczym gruszki wpół zwęglone,
Z drzew setki wron w kałuże runą
I suchy żal nieutulony
Na samo oczu dno osuną.
Pod nim rozmarzły grunt się czerni,
A wiatr okrzyki drążą liczne,
I im przygodniej, tym misterniej
Powstają wiersze spazmatycznie.
Średnie tłumaczenie, ale mówię Wam- jak to cudownie brzmi w oryginale...!
No ale cóż. Uniwersalnie - i paradoksalnie - pasuje nawet w październiku, nie mówiąc już o listopadzie, który zbliża się wielkimi krokami.
Słota, dekadentyzm i te sprawy. W tą sobotę zmiana czasu, więc tym bardziej warto wziąć się za narzekanie, umartwianie duszy i ciała, blablabla.
Nie tym razem. ;)
Na przekór pogodzie trzymam się dobrze, nie opuściłam jeszcze ani jednych zajęć na studiach (choć marzę lub planuję to średnio co drugi dzień :D ), także sukces, byle do przodu.
Dziś już o 11 (!!) byłam w domu, wypiłam kawę i czułam się jak siedmioletnie dziecko łażąc po domu i nudząc:
-Maaaamuś, a co ja mam robić?
-Siedź.
-Ale nuuuudzi mi się! Nuuuudy!
Olśniło mnie, dopadła mnie wena i przypomniałam sobie, że miałam przecież KIEDYŚ namalować w pokoju Eweliny obrazek.
Bite 7 godzin (!) machania pędzlem, ale jak się za coś biorę, to nie odpuszczam.
Poniosło mnie. xd
Piękne folkowe wzory zagościły na białej ścianie.
Kiedyś Wam pokażę.
A tymczasem mam parę zdjęć z ostatniej niedzieli, kiedy to jeden jedyny dzień pogoda dopisała i wynagrodziła wszystkie ostatnie słotno-smutne dni.
Z resztą sami popatrzcie:
Było tak pięknie, cudownie i epicko, że w pewnym momencie po prostu sobie tak usiadłam, siedzę, siedzę... oczy zamknięte, łapię słońce, uśmiecham się sama do siebie, cisza, święty spokój.... Mm. Można stracić rachubę czasu, oj można.
Brakowało tylko ośnieżonej Babiej, czyż nie?!
I jeszcze ewentualnie Tatr. ;>
A oto kolejny typowy/powszedni/zwykły/codzienny/prosty/więcej synonimów nie znam/ krajobraz mojej okolicy. Ujęcie z prawej strony. :D
Mam jeszcze parę późnojesiennych (lub jak kto woli WCZESNOZIMOWYCH, bo nawiązujących do notki z 12.10-----> patrz----> Pierwszy śnieg) makro.
Po co ten śnieg spadał- nie umiem sobie do dziś wytłumaczyć.
Cóż.
Dewiza dnia dzisiejszego: niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba!
WIEDZIAŁAM że zobaczę tu wiersz, wiedziałam!!!!!
OdpowiedzUsuńE! Skądżeś to niby wiedziała?! :D
Usuń