Melodia mgieł jesiennych.
Dzisiejszy, październikowy już tytuł, nawiązuje do jednego z najpiękniejszych wierszy, jakie znam: "Melodii mgieł nocnych" Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Chyba nauczę się go całkiem na pamięć, żeby strzelać mocnym kalibrem, a nie jedynie wybranymi cytatami. (oszczędzę Wam tego, zapewne nie wszyscy podzielają, jak zazwyczaj, moje zachwyty :D)
Kwintesencja.
Skończyłam już pracę, najlepsze wakacje życia; we czwartek miałam pierwszy i ostatni wolny dzień, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc w sumie nie zrobiłam nic...
W piątek zaczęły się studia... Białoruski na cudny początek 5-go roku, masakra. :D z takim nastawieniem jak moje to muszę codziennie zażywać jakieś tabletki typu "Weeeeź Pozitivum!!" albo parzyć meliskę dla nerwusów.
Plus jest jedynie taki, że dobrze jest mieć wolne poranki... wolne wieczory... Łazić po ogródku, po lesie, po polach i z uporem maniaka fotografować kropelki, pajęczynki, gonić za sarnami i dobrym światłem.
Jest tak pięknie w moich magicznych zakątkach!
Zawsze czerpię z tych moich maniakalnych wypraw niesamowitą radość, czystą energię. Obcowanie sam na sam z przyrodą: tą najmniejszą i nieco większą to najlepszy akumulator pod słońcem!
Każdego dnia, niby o tej samej porze, a jednak - światło jest zawsze inne. Niepowtarzalne, nieodtwarzalne, zawsze daje inne możliwości.
Taak, kolejny argument na to, że jestem pieprzonym, staroświeckim impresjonistą. ;)
Bardzo intensywny początek października, biorę aparat i leeeezę. Oby taka tendencja utrzymała się przez całe 31 dni tego miesiąca!
Kwintesencja.
Skończyłam już pracę, najlepsze wakacje życia; we czwartek miałam pierwszy i ostatni wolny dzień, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc w sumie nie zrobiłam nic...
W piątek zaczęły się studia... Białoruski na cudny początek 5-go roku, masakra. :D z takim nastawieniem jak moje to muszę codziennie zażywać jakieś tabletki typu "Weeeeź Pozitivum!!" albo parzyć meliskę dla nerwusów.
Plus jest jedynie taki, że dobrze jest mieć wolne poranki... wolne wieczory... Łazić po ogródku, po lesie, po polach i z uporem maniaka fotografować kropelki, pajęczynki, gonić za sarnami i dobrym światłem.
Jest tak pięknie w moich magicznych zakątkach!
Zawsze czerpię z tych moich maniakalnych wypraw niesamowitą radość, czystą energię. Obcowanie sam na sam z przyrodą: tą najmniejszą i nieco większą to najlepszy akumulator pod słońcem!
Każdego dnia, niby o tej samej porze, a jednak - światło jest zawsze inne. Niepowtarzalne, nieodtwarzalne, zawsze daje inne możliwości.
Taak, kolejny argument na to, że jestem pieprzonym, staroświeckim impresjonistą. ;)
Bardzo intensywny początek października, biorę aparat i leeeezę. Oby taka tendencja utrzymała się przez całe 31 dni tego miesiąca!
Siedmiokropka. :)
Czyżby ostatnia w tym sezonie?
Pszczółki pilnie jeszcze pracują. Marcinki zapewniają im dużo pożywnego nektaru.
Hooop!
Parę pejzaży.
Na bogato ostatnio mam!
Tu i tam... tu i tam...:)))
Kocham grabowy las. Usiąść sobie (albo jeszcze lepiej położyć się w liściach- chociaż wtedy można obserwować jedynie majestatyczne korony grabów) i podziwiać takie oto panoramy w ciepłych tonacjach zachodzącego, jesiennego słońca...
Cudo.
Kilometr (albo i ze dwa...) przedzierania się przez chaszcze tylko dla takich widoków.. Cóż. Do sarenki to mi jednak daleko i niejedna gałąź mi w mordę odstrzeli :D
Wracam sobie z lasu... A tu tacy goście.
(i znowu brak mi mega długiego obiektywu wartości samochodu... zbyt mało kalendarzy przez wakacje ukleiłam, by na niego zarobić ;) ;) ;) )
Nosi mnie, nakręcona jestem jak bączek, wczoraj więc, korzystając z kolejnego pogodnego dnia, pojechałam nad stawy.
Nad wodą, jak to nad wodą- zawsze pięknie.
Kurcze. Zawsze pięknie, ale wczorajszy- dosłownie parominutowy spektakl- przerósł nawet moje oczekiwania i powalił efektami:
Jajajjj!
Łabądki!! Tak dawno ich nie widziałam.
Od ostatniego razu maluszki zdążyły sporo urosnąć...
Takie śliczne brzydkie kaczątka, które już na wiosnę przejrzą się w tafli wody i zobaczą, jakie cudowne są w rzeczywistości...
I ostatnie zdjęcie wczorajszego wieczoru:
Cudo.
Długo bym się tak mogła zachwycać, dużo mi nie potrzeba, bym prawiła ody na cześć Matki Natury i jej tworów. Taka już dziwna jestem...;)
Od jutra już pełną parą studia, może nie będzie tak źle, jakie mam wrażenie, pożyjemy, zobaczymy... Jakoś nie chce mi się głębiej myśleć na ten temat. Jeszcze rok, byle skończyć i tyle więcej mnie tam zobaczą.
Frrru, pozdro z Kamczatki/Ałtaju/Czukotki/czegokolwiek!
Tylko spokojnie....jestem jak lotos na tafli jeziora...adin...dwa....milijon...!!!
Za bardzo się rozkręciłam, sama sobie muszę stopować :D
Trzymajcie się ciepło, dobrego tygodnia Wam życzę!! :)
Przepiękne zdjęcia ♥ Szczególnie te niebieskie kwiatuszki <3
OdpowiedzUsuńJa uczelnię zaczynam jutro - ale taaaak mi się nie chce, że masakra. Trzeba się przestawić na "szkolny" tryb...
ja też je uwielbiam! <3
Usuńhahah, witaj w klubie :D cięzko tak po wakacjach, wrócić do realności... ;)