Budapeszt.
ZBYT DŁUGIE SIEDZENIE NA DUPIE JEST SZKODLIWE.
Ruch to zdrowie, a najlepszą formą ruchu zawsze jest PODRÓŻOWANIE.
DZIKIE WOJAŻE, jak kto woli.
Październik, zwłaszcza jego koniec, jest na to bardzo dobrym miesiącem. Szczegół, że "szkoła/studia/tyle zajęć". Cóż. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a jestem już w takim wieku, kiedy umiem rozpoznawać priorytety. :>
O Budapeszcie marzyłam już lata, naprawdę długie lata był u mnie na samym szczycie listy "Mapa marzeń". Powiedziałabym, że na liście "Unia Europejska" - na pierwszym miejscu "DO ZALICZENIA".
(jak zgrabnie wyplątałam się z celów: Moskwa, Irkuck, Archangielsk, Kamczatka, etc., etc., etc,...:D )
Budapeszt.
Buda i Peszt.
Miasto nad Dunajem.
Cichym, modrym Dunajem.
Jak zawsze było pięknie. BYŁO WARTO.
Ha. Budapeszt, Węgry...Po raz pierwszy chyba byłam w kraju, w którego języku jedyne słowo, jakie znam to.... egészségére. Czyli poczciwe: NA ZDROWIE! Nie umiem powiedzieć dzień dobry, cześć, ani nie wiem jak jest naleśnik czy kot. Tylko egészségére. Cóż. Pamiątka po Erasmusie. ;)
Zapraszam Was na małą wycieczkę w poszukiwaniu kolorytu Budapesztu. :)))
Po drodze, rzecz jasna, były Tatry. Udało mi się dwa w jednym, można tak powiedzieć. O, taki mały-gratisowy plenerek.
Ruch to zdrowie, a najlepszą formą ruchu zawsze jest PODRÓŻOWANIE.
DZIKIE WOJAŻE, jak kto woli.
Październik, zwłaszcza jego koniec, jest na to bardzo dobrym miesiącem. Szczegół, że "szkoła/studia/tyle zajęć". Cóż. Są rzeczy ważne i ważniejsze, a jestem już w takim wieku, kiedy umiem rozpoznawać priorytety. :>
O Budapeszcie marzyłam już lata, naprawdę długie lata był u mnie na samym szczycie listy "Mapa marzeń". Powiedziałabym, że na liście "Unia Europejska" - na pierwszym miejscu "DO ZALICZENIA".
(jak zgrabnie wyplątałam się z celów: Moskwa, Irkuck, Archangielsk, Kamczatka, etc., etc., etc,...:D )
Budapeszt.
Buda i Peszt.
Miasto nad Dunajem.
Cichym, modrym Dunajem.
Jak zawsze było pięknie. BYŁO WARTO.
Ha. Budapeszt, Węgry...Po raz pierwszy chyba byłam w kraju, w którego języku jedyne słowo, jakie znam to.... egészségére. Czyli poczciwe: NA ZDROWIE! Nie umiem powiedzieć dzień dobry, cześć, ani nie wiem jak jest naleśnik czy kot. Tylko egészségére. Cóż. Pamiątka po Erasmusie. ;)
Zapraszam Was na małą wycieczkę w poszukiwaniu kolorytu Budapesztu. :)))
Po drodze, rzecz jasna, były Tatry. Udało mi się dwa w jednym, można tak powiedzieć. O, taki mały-gratisowy plenerek.
Takie piękne, ośnieżone...
Mućki rozwalają system! :D
Uwielbiam Słowację, słowacki i Słowaków.
Taki pozytywny naród...
"Jednotka w czerwtwości" - oznacza tyle, co... jednostka świeżości.
Naprawdę uwielbiam! :D
Parę słowackich pejzaży po drodze:
Po sześciu godzinach byliśmy już w Budapeszcie. W tej chwili przypomniałam sobie swój pierwszy wyjazd do Petersburga- równe dwa lata wcześniej!! Tego samego dnia!! I to uczucie, jakbym znalazła się w bajce.
Dworzec autobusowy w Budapeszcie to nie Piter, to jakieś kompletne, wybaczcie za słowo, zadupie. Oczywiście uparłam się, że do hostelu dojdę najtaniej, czyli na piechotę, ale musiałam koniec końców uznać wyższość metra i skorzystać z usług magicznej podziemnej kolejki. Znowu porównanie z Piterem: gdzie tam metru z Budapesztu do tego piterskiego... żadnych ładnych stacji, tylko suche, brudne perony... nawet schody ruchome są głupie, dziwne i w ogóle! Gdzie tam im do ruskich. ;)
Kiedy jednak znalazłam się już w centrum Budapesztu... (wgl porównania z Petersburgiem unosiły się za mną cały czas, niczym dymek z papierosa) to od strzału, jak zwykle, pokochałam to miasto.
Wieczorne spacery rozpoznawcze są fajne.
Nie wiesz gdzie idziesz, ale tak ładnie wszystko oświetlone i... po prostu idziesz.
Budapeszt, Dunaj.... i tyyyle pięknych mostów!!
Ha! Poznajecie tą budowlę?
Ów słynny parlament, gdzie urzęduje Orban?
( czy jak mu tam jest. )
Ładny ma pałacyk.
To już inne uroki miasta.
Knajpki, pamiątki i inne dziwne duperele, które uwielbiam wyszukiwać.
Hala targowa. Warzyw, owoców-do wyboru, do koloru! Rzecz jasna królują papryki wszelakich maści, jak to przystało na narodowy produkt Węgier.
I takie dzikie światło!
Dekoracja w jednej knajpce...
Kurna, rozwaliło mnie.
ZNICZ JAKO ROMANTYCZNA LAMPKA, ŚLICZNA ŚWIECZUSZKA.
Egzotycznie, nie powiem.
Wyjście na przestrzeń i naddunajskie pejzaże.
Mój ryj na potwierdzenie tego, że JA NAPRAWDĘ byłam w Budapeszcie. ;)
Nie tylko Nikuś!
Niczym wiedeński Prater!
Kolejny dziwny symbol. Nie wiadomo co, nie wiadomo po co i tradycyjne pytanie- CO AUTOR DZIEŁA MIAŁ NA MYŚLI.
Bazylika św. Stefana.
I moja ulubiona panorama! <3 (z wież Bazyliki.)
320 schodków i winda.
W sumie to dla mięczaków, nawet nie poczułam adrenaliny.
Ale widok, jak zawsze, zapiera dech.
Tyle na raz świata ze wszystkich stron świata!!!
(jak to Szymborska mawiała.)
Kolejne dziwadła Agusi.
OO! A oto jedno z najlepszych miejsc, jakie udało mi się odwiedzić w Budapeszcie. Ludzie mnie jednak dobrze znają, skoro potrafią napisać, że będąc tam, koniecznie powinnam je zobaczyć... ;)
KOCIA KAWIARNIA! Mój raj!
Łiiiii, kotiki wszędzie! Nawet na stołach i nikt nie każe im schodzić, bo to przecież ich królestwo!
W sumie to taka Kocia Kawiarnia to świetna inicjatywa. Nie dość, że można pomóc potrzebującym zwierzakom, to w dodatku ile frajdy dla takich świrniętych ludzi typu mnie, lub jeszcze bardziej - dla takich, którzy nie mogą się poradować obecnością tych ślicznych futrzaków na co dzień..
Idealnie!
Budapeszt...
I jeszcze więcej Budapesztu.
Naprawdę szczerze żałowałam, że zamiast zimowego płaszcza nie zabrałam ze sobą okularów przeciwsłonecznych!!
Siedzimy pod parlamentem i pożeramy rodzynki w czekoladzie.
Most Małgorzaty.
Oraz, poniżej, sama Wyspa Małgorzaty.
Genialne, przepiękne miejsce. Taka oaza świętego spokoju w sercu miasta.
Pokaz tańczących i śpiewających fontann :D
(dosłownie!)
PLATANY!!!
(poczułam się jak we Włoszech, ale nie przypuszczałam, że jesienią są one tak niesamowicie cudownie przepiękne!!;o)
I czerwony klon japoński.
Lubię takie zdjęcia. Pokazujące uczucia. Cichutko, żeby nikt nie widział.
Kolejna atrakcja dla Agusi, czyli Minio Zoo.
Bociany! Zastanawiałam się, jak i dlaczego one sobie nie odlecą.
Kuń. <3
Złota, węgierska jesień.
Parlament.
A tutaj, siedzimy sobie na ławeczce CENTRALNIE POD WĘGIERSKIM PARLAMENTEM i podziwiamy zachód słońca.
Tak bardzo żyć nie umierać.... :)))))
Pomnik Małej Księżniczki na Promenadzie Naddunajskiej.
Księżniczki - nie Księcia! ;)
Dziedy Marozy w Budapeszcie.... xD
Bo, to, że matrioszki są na każdym kroku- normalka.
Jakaś knajpka. I takie lampioniki ładne! (całe szczęście, że nie powtórzyli hitu ze zniczem na stolikach :D)
Zarzuciłam Was znowu masą zdjęć, mam nadzieję, że choć w małym maleńkim stopniu poczujecie, jak smakuje Budapeszt, a moje zdjęcia okażą się w tym pomocne!
egészségére!!!
W życiu bym nie pomyślała, że Budapeszt jest AŻ TAK piękny! (No, może oprócz tych zniczy...)
OdpowiedzUsuńA ten znak - może coś w stylu, uwaga na nieokiełznane babcie z kijkami do nordic walkingu? :D
na żywo JESZCZE LEPSZY! <3
Usuńa ten znak kojarzy mi się z jakimiś moherowymi pielgrzymami :D
Co tam robi moja Bella? Nie przypominam sobie żeby opuszczała dom w tym czasie.
OdpowiedzUsuńTeleportacja albo sklonowanie! ;)
UsuńTeż tam byłam!!! Piękne miasto, ale wyspa św.Małgorzaty robi wrażenie- szczególnie fontanna! Dzięki-M...
OdpowiedzUsuńByle do następnego razu!! ;>
Usuń