Czarne koty przynoszą szczęście.
Dziś, 13-go piątek, data budzi olbrzymie emocje i to praktycznie na całym świecie.
łaaa, taki pech, tyle złego może się zdarzyć, tfu, czarne koty, tfu, trzynastka, tfu, tfu, tfu, przez lewe ramię! - tak to mniej więcej wygląda w naszym świecie.
Ja jak zawsze na bakier- czarne koty przynoszą szczęście, moim marzeniem jest zaadoptować kiedyś takiego czarnuszka, by odstraszać innych ludzi :D urodziłam się trzynastego (chociaż w niedzielę), sram na wszystkie przesądy związane z tym dniem.
Dzień jak co dzień.
Właśnie, a propo, za równy, równiuteńki miesiąc mam urodziny, jupi! Nie wiem, czy w sumie jest się z czego cieszyć, w końcu taka stara dupa ze mnie, ale ja nadal, po dziecinnemu, raduję się tą datą. To już chyba nawet nie chodzi o prezenty, ale o ogólną atmosferę dnia, którego jest się najważniejszym.
Nu, chyba, że ma się urodziny 13-go grudnia, to ważniejsza jest "jedynie" rocznica stanu wojennego, jakby inaczej!
Szybko się ten tydzień skończył. Weekend- dwa dni- mini weekend- dwa dni, po czym znowu weekend! To dobrze, więcej czasu na łażenie po polach (pogoda zapowiada się całkiem całkiem) i czytanie książek (strasznie zaczytana jestem, trzy rzeczy na raz, jak rzadko kiedy o.O )
Mam dla Was parę zdjęć.
Tak właściwie siedzą one u mnie na pulpicie już chyba ze dwa tygodnie - pierwsze mrozy, w każdym bądź razie. Patrzcie, jakie cudeńka wyczarował mrozik:
I ktoś mi kit wciskać będzie, że jesień jest nudna?!
Bywajcie, moi wierni Czytelnicy, na palcach liczeni! ;)
łaaa, taki pech, tyle złego może się zdarzyć, tfu, czarne koty, tfu, trzynastka, tfu, tfu, tfu, przez lewe ramię! - tak to mniej więcej wygląda w naszym świecie.
Ja jak zawsze na bakier- czarne koty przynoszą szczęście, moim marzeniem jest zaadoptować kiedyś takiego czarnuszka, by odstraszać innych ludzi :D urodziłam się trzynastego (chociaż w niedzielę), sram na wszystkie przesądy związane z tym dniem.
Dzień jak co dzień.
Właśnie, a propo, za równy, równiuteńki miesiąc mam urodziny, jupi! Nie wiem, czy w sumie jest się z czego cieszyć, w końcu taka stara dupa ze mnie, ale ja nadal, po dziecinnemu, raduję się tą datą. To już chyba nawet nie chodzi o prezenty, ale o ogólną atmosferę dnia, którego jest się najważniejszym.
Nu, chyba, że ma się urodziny 13-go grudnia, to ważniejsza jest "jedynie" rocznica stanu wojennego, jakby inaczej!
Szybko się ten tydzień skończył. Weekend- dwa dni- mini weekend- dwa dni, po czym znowu weekend! To dobrze, więcej czasu na łażenie po polach (pogoda zapowiada się całkiem całkiem) i czytanie książek (strasznie zaczytana jestem, trzy rzeczy na raz, jak rzadko kiedy o.O )
Mam dla Was parę zdjęć.
Tak właściwie siedzą one u mnie na pulpicie już chyba ze dwa tygodnie - pierwsze mrozy, w każdym bądź razie. Patrzcie, jakie cudeńka wyczarował mrozik:
Trzmielik. ZAMARZŁ :<<<<<
Zamarznięte pajęczynki.
Sama w szoku byłam.
Co najśmieszniejsze- przez kolejne trzy czy cztery dni mróz był, a zmrożonych pajęczynek i kropelek- już nie.
Sytuacja jedna na milion- wykorzystana!!!
Co tym bardziej cieszy, że mi się udało. :)
Ostatnie kwiatki tej jesieni, dzielne astry-marcinki.
Owoce dzikiej róży.
Na nalewkę mi ich w tym roku nie starczy, buuuu.
Inne czary-mary u Agi w ogródku.
Miałam problem, jak obrócić te zdjęcia.
Tak źle i tak niedobrze.
W sumie to nadal nie jestem pewna prawilnej pozycji. ^^
Lewkonia. Rzadko kiedy to mówię, ale...
WYSZŁO MI TO ZDJĘCIE.
Przynajmniej ja tak myślę, podoba mi się.
A to rzadkie.
I ktoś mi kit wciskać będzie, że jesień jest nudna?!
Bywajcie, moi wierni Czytelnicy, na palcach liczeni! ;)
Komentarze
Prześlij komentarz