Jestem magistrem i nie wiem, co z tym zrobić.
Dobry wieczór! Wita Was mgr Agnieszka Wielińska, mgr - z prawdziwego zdarzenia, rzecz jasna- bez kropki!!
W dupę kopany magister filologii rosyjskiej, tyle powiem.
Pięć lat studiów.
Wkuwania rosyjskich słówek, od "kremów złuszczających", poprzez chochle i patelnie do smażenia na głębokim oleju, aż do rzeżączki i grzybków halucynogennych.
Bywało ciężko.
Bywało wesoło.
Pięć lat studiów, zero poprawki.
Nie zarwałam ani jednej nocy, bo przecież sen jest ważniejszy, a pouczyć zawsze mogłam się w busie. Lub, ewentualnie, wstać o 4 rano i dopisywać/doczytywać wtedy, na świeży umysł.
Nie zliczę ilości książek, jakie przeczytałam przez ten okres czasu. Trochę musiałam, trochę samą mnie to ciekawiło.
Najlepsze, co mogło mnie spotkać- pół roku w Tallinnie.
Mój Tallinn.
I JUŻ NIC NIE JEST TAKIE, JAKIE BYŁO PRZED TALLINNEM.
Najbardziej dziki mój wojaż, który udowodnił mi, że:
1) tanie podróżowanie jest możliwe
2) nie potrzeba specjalnego ogarnięcia - WYSTARCZY CHCIEĆ.
Mówię: Nie byłam jeszcze w Budapeszcie-czekam na promocję-kupuję bilety-wyskakuję na weekend do Budapesztu-jestem szczęśliwa-kropka.
3) Krzta odwagi, kropla wariactwa i gorącej krwi... i wystarczy tylko podjąć decyzję, która jest jedynie początkiem drogi.
Oj tak, czysta prawda.
Gdyby nie Tallinn, nawet tego bloga by nie było:)
Licencjat licencjatem, cel (jak zwykle) jednak był wiele wyżej: kolejne dwa lata, które ostro dały popalić. To już nie była zabawa i rysowanie w zeszytach na wykładach. Teraz to było kompletne rycie bani, o ile się tak mogę wyrazić- poważnie.
Szczególnie ten ostatni rok był dla mnie sporym wyzwaniem. Studia, prawo jazdy, praca... całe szczęście, że najbardziej napięty grafik przypadł na zimę- przynajmniej nie było mi żal słonecznego światła! Pisząc magisterkę nie raz przeklinałam swoją wielofunkcyjność, mówiłam sobie "a może nie warto robić tyle rzeczy na raz i skupić się na pisaniu?" Mogę jednak być z siebie dumna, że udało mi się wszystko ogarnąć. Wielofunkcyjność okazała się zbawienna i motywująca:)
Cel został osiągnięty.
Mgr przed nazwiskiem jest, czas się brać za prawdziwie dorosłe życie.
Straszliwie to brzmi. A jeszcze gorsze jest to, że w połowie wrześniu nie będę już wypatrywać nowego planu zajęć, ani nie będę się cieszyć na spotkanie z dziewczynami... Nie będę już codziennie w Krakowie, nie będę mogła co tydzień kupować i odbierać z księgarni nowe książki... Noo, to dopiero będzie zmiana.
Dla każdego z nas magicznym progiem było osiągnięcie wieku 18 lat, teraz taką granicą jest koniec studiów. o.O kończę studia i co potem.
A potem, Panie i Panowie, to hulaj dusza, piekła nie ma!
Żartuję.
Będę robić zdjęcia.
To akurat poważnie.
Póki co odpoczywam i cieszę się wakacjami. Muszę sobie odreagować.
PS. Na koniec powiem Wam anegdotkę. Byłam dziś na mieście, Kotikom jedzonko się kończy i te sprawy, czekam na dworcu na busa do domu, przysiada się dziewczyna.
-Pani też na Oświęcim?
Ups. Rozbawiło mnie to pytanie, nie wiedzieć czemu.
-Nie, na Brzeźnicę.
-Z pracy?
-Z pracy.
-Och. Ja kiedyś pracowałam na wsi, a teraz też pracuje w mieście.
Zerkam na kobitę spod ciemnych okularów, upał, nie chce mi się gadać, ale pytam:
-I gdzie lepiej?
-Och, czy ja wiem? Na wsi to na wsi, a w mieście to sobie chociaż z ludziami ("Z LUDZIAMI"!!!!) pogadam, nowe znajomości nawiążę...
-No tak... O, widzę bus pani przyjechał.
-Faktycznie! Miło się rozmawiało!
Bardzo. Z takimi ludziami to się zawsze mi miło rozmawia...
Cóż. :))
Jak zwykle do głębokich rozmów preferuję zwierzęta.
Prawdziwie miłego weekendu Wam życzę!!:)))
W dupę kopany magister filologii rosyjskiej, tyle powiem.
Pięć lat studiów.
Wkuwania rosyjskich słówek, od "kremów złuszczających", poprzez chochle i patelnie do smażenia na głębokim oleju, aż do rzeżączki i grzybków halucynogennych.
Bywało ciężko.
Bywało wesoło.
Pięć lat studiów, zero poprawki.
Nie zarwałam ani jednej nocy, bo przecież sen jest ważniejszy, a pouczyć zawsze mogłam się w busie. Lub, ewentualnie, wstać o 4 rano i dopisywać/doczytywać wtedy, na świeży umysł.
Nie zliczę ilości książek, jakie przeczytałam przez ten okres czasu. Trochę musiałam, trochę samą mnie to ciekawiło.
Najlepsze, co mogło mnie spotkać- pół roku w Tallinnie.
Mój Tallinn.
I JUŻ NIC NIE JEST TAKIE, JAKIE BYŁO PRZED TALLINNEM.
Najbardziej dziki mój wojaż, który udowodnił mi, że:
1) tanie podróżowanie jest możliwe
2) nie potrzeba specjalnego ogarnięcia - WYSTARCZY CHCIEĆ.
Mówię: Nie byłam jeszcze w Budapeszcie-czekam na promocję-kupuję bilety-wyskakuję na weekend do Budapesztu-jestem szczęśliwa-kropka.
3) Krzta odwagi, kropla wariactwa i gorącej krwi... i wystarczy tylko podjąć decyzję, która jest jedynie początkiem drogi.
Oj tak, czysta prawda.
Gdyby nie Tallinn, nawet tego bloga by nie było:)
Licencjat licencjatem, cel (jak zwykle) jednak był wiele wyżej: kolejne dwa lata, które ostro dały popalić. To już nie była zabawa i rysowanie w zeszytach na wykładach. Teraz to było kompletne rycie bani, o ile się tak mogę wyrazić- poważnie.
Szczególnie ten ostatni rok był dla mnie sporym wyzwaniem. Studia, prawo jazdy, praca... całe szczęście, że najbardziej napięty grafik przypadł na zimę- przynajmniej nie było mi żal słonecznego światła! Pisząc magisterkę nie raz przeklinałam swoją wielofunkcyjność, mówiłam sobie "a może nie warto robić tyle rzeczy na raz i skupić się na pisaniu?" Mogę jednak być z siebie dumna, że udało mi się wszystko ogarnąć. Wielofunkcyjność okazała się zbawienna i motywująca:)
Cel został osiągnięty.
Mgr przed nazwiskiem jest, czas się brać za prawdziwie dorosłe życie.
Straszliwie to brzmi. A jeszcze gorsze jest to, że w połowie wrześniu nie będę już wypatrywać nowego planu zajęć, ani nie będę się cieszyć na spotkanie z dziewczynami... Nie będę już codziennie w Krakowie, nie będę mogła co tydzień kupować i odbierać z księgarni nowe książki... Noo, to dopiero będzie zmiana.
Dla każdego z nas magicznym progiem było osiągnięcie wieku 18 lat, teraz taką granicą jest koniec studiów. o.O kończę studia i co potem.
A potem, Panie i Panowie, to hulaj dusza, piekła nie ma!
Żartuję.
Będę robić zdjęcia.
To akurat poważnie.
Póki co odpoczywam i cieszę się wakacjami. Muszę sobie odreagować.
PS. Na koniec powiem Wam anegdotkę. Byłam dziś na mieście, Kotikom jedzonko się kończy i te sprawy, czekam na dworcu na busa do domu, przysiada się dziewczyna.
-Pani też na Oświęcim?
Ups. Rozbawiło mnie to pytanie, nie wiedzieć czemu.
-Nie, na Brzeźnicę.
-Z pracy?
-Z pracy.
-Och. Ja kiedyś pracowałam na wsi, a teraz też pracuje w mieście.
Zerkam na kobitę spod ciemnych okularów, upał, nie chce mi się gadać, ale pytam:
-I gdzie lepiej?
-Och, czy ja wiem? Na wsi to na wsi, a w mieście to sobie chociaż z ludziami ("Z LUDZIAMI"!!!!) pogadam, nowe znajomości nawiążę...
-No tak... O, widzę bus pani przyjechał.
-Faktycznie! Miło się rozmawiało!
Bardzo. Z takimi ludziami to się zawsze mi miło rozmawia...
Cóż. :))
Jak zwykle do głębokich rozmów preferuję zwierzęta.
Prawdziwie miłego weekendu Wam życzę!!:)))
GRATULAAAAACJEEEEE !!!!
OdpowiedzUsuńSuper zmiana na blogu :)
Pozdrawiam :*
Dziękuję!!! Ciebie czeka to za rok, prawda? :))
UsuńObawiałam się, że sarna "zaćmi" całą resztę, ale cieszę się, że odbiór jest widoczny i przyjemny:D
Dzięki i również pozdrawiam z Małopolski! <3