3 stolice w 3 dni.

W kolejce na publikację czekają jeszcze wrażenia z Armenii, ale, w formie przerywnika od gór, zapraszam Was na relację z szalonej wyprawy pod tytułem "3 STOLICE W 3 DNI".

Autor tego wariackiego pomysłu: Aga Wu.
Realizacja: Aga Wu.
Pilot: Aga Wu.
Członkowie: pilot Aga Wu i dwie dzielne towarzyszki, które musiały znosić jej dziarskie tempo, Eve Wu i Margarita Wu.

Niczym kryptonimy z jakiejś przestępczej szajki. :))))

Kraków- Wiedeń - Bratysława (z noclegiem) - Praga (z noclegiem) - Kraków.

Wariacki pomysł to jedno, wykonanie to już wyższa szkoła jazdy. Ogarnąć bilety, połączenia międzymiastowe, noclegi, trasy i plan zwiedzania: pokazać jak najwięcej, opowiedzieć (w końcu bawiłam się w pilota, a to do czegoś zobowiązuje!), nikogo nie zgubić (w tym siebie), a najważniejsze- wszystko robić tak, by Towarzyszki były zadowolone, uśmiechnięte i najedzone.

W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy nie pokręciłam jakiś dat przejazdu-noclegu itp, by nie wyszło, że śpię w Bratysławie, a autobus mam do Pragi, ale, na szczęście, nie jest jeszcze ze mną aż tak źle i wszystko udało mi się ze sobą powiązać.

JEDNAK POTRAFIĘ OGARNIAĆ. :D czasem aż sama się temu dziwię, ale to taki szczegół.

Dzień zaczął się dla nas o 4:55 na Dworcu Głównym we Wiedniu. 
Szybki makijaż w poczekalni dworcowej, śniadanko, ostatnie zerknięcie na mapę: co, gdzie i jak, no i w drogę!
Zawsze moim największym problemem związanym z mapą jest to, jak odnieść kierunki na mapie do rzeczywistości. Obracam ten głupi tablet w każdą możliwą stronę, okazuje się że "prawo" na mapie to "lewo" w odniesieniu naturalnym, ok, teraz czaję, mapa ma być do góry nogami i dawaj.

We Wiedniu byłam drugi raz. Pierwszy raz- chyba z sześć czy siedem lat temu (w II liceum) na wycieczce szkolnej. Porównując wtedy Pragę z Wiedniem uznałam, że stolica Austrii może i jest na pewien sposób ładna, może zachwycać, ale W OGÓLE NIE MA KLIMATU.
A ja nie cierpię miast bez klimatu. (*Dlatego Praga mi się nie nudzi, bo jej klimat mogę odkrywać sto razy i za każdym odnajdę jakiś nowy czynnik).







Wiedeń, Wiedeń, pierwsze skojarzenie- Dunaj, a na miejscu okazuje się, że wiedeńskie zagospodarowanie tą rzeką to JEDNA WIELKA LIPA. Największą atrakcją na "promenadzie" okazały się graffiti, po obu stronach drogi, a nawet pod mostami.
Poza tym- brud, smród i ubóstwo. Eeech, nieładnie, stolica Austrii, główna rzeka i coś takiego! 



Lis i borsuk, to jest to :D


Budynek austriackiego Parlamentu. 


Gmach Biblioteki Narodowej. 


Jak zwykle to zwierzęta okazują się dla mnie największa atrakcją. :))
I znowu konie! 



Jednym słowem podsumowania- WIEDEŃ SZAŁU NIE MA, DUPY NIE URYWA.
Moim skromnym zdaniem, choć, prawdę powiedziawszy, moich towarzyszek też nie zachwycił.
Dlatego z pewnym rodzajem ulgi i z wielką radością wróciłyśmy na dworzec i pojechałyśmy do Bratysławy.

BRATYSŁAWY dotychczas nie widziałam. Taka świeżynka na drodze wytrawnego lisa.
To miasto KLIMAT MA i muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła!!
Miałam dwa skojarzenia: ulice jak we Lwowie, a za to panorama.... o mamo. Deja vu - jakbym na Tallinn patrzyła. To było niesamowite uczucie- cały Tallinn mi się przypomniał i jakaś taka fala nostalgii mnie owinęła.



WITAMY W KNAJPIE "JESZCZE JEDEN". Dobra reklama dźwignią handlu! 



Widok na Dunaj.
Kurde, a Słowacy to potrafią zrobić z rzeki atrakcję! I pięknie! 


I oto panorama Bratysławy.
CAŁY TALLINN. :OOO








Po świeżym, pozytywnym, bratysławskim zaskoczeniu, przeszedł  dzień 3. i czas na totalne odprężenie w cudownej, pięknej, wspaniałej Pradze.

PRAGA JEST DLA MNIE JAK PETERSBURG- NIE NUDZI SIĘ. 
Zawsze jest coś nowego, coś, czego nie widziałam poprzednim razem, uliczka, którą jeszcze nie przechodziłam, zaułek, w który nie zaglądałam- zawsze, za każdym razem! To jest takie cudowne, kiedy miasto ma tak olbrzymi klimat i taki piękny koloryt! To tak, jakby dusza miasta tańczyła nad budynkami, niczym zorza polarna nad tundrą. 

Cieszyłam się, będąc znowu w Pradze. I dużo frajdy sprawiło mi to, że mogłam się tą radością dzielić z moimi Podopiecznymi, pokazywać im to, co w Pradze najładniejsze i po prostu warte zobaczenia.
To był dobry czas w stolicy Czech.

Chodźcie, zapraszam na mały spacer jej ulicami! 














Pocztówki z obrazami Alfonsa Muchy idealnie wpisują się w klimat praskich ulic.
Nawet Charlie Chaplin tu pasuje.



Pierwszy wieczór w Pradze.

Praga ma jeden jedyny minus.
MILIARD TURYSTÓW
Zwłaszcza na ulicy Karola i na najsłynniejszym moście- również Karola.
SZPILKI NIE MA GDZIE WETKNĄĆ!! 
Wstając więc na wschód słońca, liczyłam, że uda mi się uniknąć tego dzikiego tłumu. Po części się udało, acz nie do końca. Śmiać mi się chciało, jak zobaczyłam wycieczki japońskie (wszyscy z zajebistymi aparatami po 10.000zł, zazdrość bierze i żal dupę ściska widać, jak robią zdjęcia z lampą...) - oni chyba "WSCHÓD SŁOŃCA NA MOŚCIE KAROLA" mieli normalnie w planach wycieczki, bo jak inaczej to wytłumaczyć?! 
Na przeciwności losu nie poradzi, trzeba je umieć obejść. ;)

Ma-sak-ra.
Ale było cudnie!! Delikatne światło wschodzącego słońca padało na Hradczany... Na Wełtawę... I jeszcze ten dziadziuś, łowiący ryby na środku rzeki.
Naprawdę coś pięknego.
Szłam z otwartą paszczą. 




Rzeźby na Moście Karola. Jest ich, o ile się nie mylę, 32 i przedstawiają osoby świętych i królów.


ZDJĘCIE WYJAZDU!!
Ja w szokie at tawo, szto ja sdelala!!
Głupiemu zawsze się uda coś wykombinować. 




Magiczna godzina po wschodzie słońca minęła. Przed nami piękny, słoneczny dzień!!


Wróciłam do hostelu, zadowolona i w pełni usatysfakcjonowana wrażeniami z wschodu słońca, moje Towarzyszki też zadowolone, bo wyspane, zjadłyśmy szybkie śniadanko i trzeba było ruszać w teren! 
Przepiękna promenada nad Wełtawą. Praga słynie ze swych mostów- to stały element jej krajobrazu. Dużych mostów jest w Pradze 18 - największy, najbardziej okazały i przez co- najbardziej popularny jest oczywiście Most Karola, ale inne też mają swój urok i pięknie komponują się w praską panoramę. 


Mosty mostami...
Największą atrakcją okazały się być dla mnie... ŁABĘDZIE.
Dziesiątki, setki praskich, nadwełtawskich łabędzi! Skąd tam ich takie ilości... Pojęcia nie mam. Zapewne są bardzo leniwe, a że ludzie chętnie je dokarmiają- mają życie jak w Madrycie! 
Chociaż to Praga. ;) 

Bardziej odważne w poszukiwaniu jedzenia wychodziły nawet na brzeg...

I pozowały... W tle Most Karola i Hradczany.



O, a tutaj PRASKA MAFIA! 
Innych dominantów nie stwierdzono.




Z promenady, tuż za żelaznym mostem kolejowym, odbiłyśmy nieco w lewo i w górę- w stronę dominującego nad rzeką wzgórza Wyszehradu.
Dwa słowa o tym miejscu. Jak mówi Wikipedia:
"Według legendy miała tu znajdować się siedziba legendarnego czeskiego władcy Kroka, którego córka Libusza miała sen, według którego należało w pobliskich lasach odnaleźć człowieka, który ciosał właśnie próg do swojego domu i w tym miejscu wznieść nowe miasto. Sen spełnił się, a miasto otrzymało nazwę "próg", po czesku Praha"
Takim to sposobem Wyszehrad stał się siedzibą czeskich władców, a status swój utracił dopiero parę wieków później na rzecz Hradczan. 
Ze wzgórza roztacza się przepiękna panorama miasta:




Odpoczęłyśmy w cieniu wyszehradzkich parków, pochodziłyśmy wśród starych uliczek i uroczych zakątków, po czym wróciłyśmy nad Wełtawę, z uporem maniaka śledząc poczynania szalonych łabędzi.
Tym razem skupiałam się tylko na ich wyczynach.



W przerwie na obiad...
To dziwne "coś", co zobaczyć możecie na poniższym zdjęciu, to TRDELNIKI- prawdę mówiąc przysmak, pochodzący ze Słowacji, a obecnie zyskujący niebotyczna popularność w Pradze. Trdelniki kupić możemy na każdym kroku. Porównałabym je do rurki z ciasta drożdżowego, posypanej cynamonem. 
Ciekawą alternatywą dla zwykłych "rurek" jest trdelnik "nadziewany" lodami. Przysmak idealny na wakacje! I mega, mega sycący.

Same trdelniki, bez lodów, również są przepyszne. Podawane na ciepło- nic, tylko palce lizać! Jeżeli będziecie kiedyś w Pradze, koniecznie musicie spróbować, polecam! 

Tak to wygląda z lodami.
AŻ MI ŚLINKA CIEKNIE NA SAMO WSPOMNIENIE! 

Praski ratusz: 


W oczekiwaniu na zachód słońca siedziałyśmy sobie nad Wełtawą, spuszczając nogi z murka. Opalanie jednak szybko się nam znudziło, przeszłyśmy więc na drugą stronę rzeki i takim to sposobem znalazłyśmy się w niesamowitym miejscu, niczym na plaży.
Nazwałam to miejsce NOCLEGOWNIĄ DLA BEZDOMNYCH ŁABĘDZI. 
Chociaż to tak naprawdę nie są bezdomne łabędzie, bo cała plaża jest absolutnie tylko i wyłącznie do ich użytku! 

Ludzi, prócz nas i jeszcze jednej pary, w ogóle tam nie było.



Cuda nad cudami! 


I nawet pokaz tańca łabędziej pary nas nie ominął! 






Gęś, która utożsamia się ze stadem łabędzi.
Wygląda, jakby się uśmiechała. :)


Niesamowitą plażę-noclegownię z żalem opuściłyśmy tuż po zachodzie słońca. Chciałyśmy jeszcze i jeszcze nasycić oczy i wchłonąć nieco więcej kwintesencji Pragi- w końcu trzeba było wracać do domu...



Drugi- i ostatni- wieczór w Pradze. 


Pięknie wyglądają oświetlone Hradczany i Most Karola!! 


To był dobry wyjazd. W sam raz na zakończenie wakacji- tych teoretycznych ramek wakacji.

Znajomi pytają się mnie: TO GDZIE KOLEJNYM RAZEM?
Hahaha! Jeszcze nie mam pojęcia!!
Ale TAK SIĘ ROZKRĘCIŁAM OSTATNIO, zwłaszcza w tym roku... że długo na dupie na pewno nie wysiedzę.

Już ja coś wymyślę!! 

Trzymajcie się, łapcie ostatnie promienie letniego słońca, ABSOLUTNIE NIE SIEDŹCIE NA DUPIE!! - i do następnego razu, kiedy opowiem o Armenii! :))

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!
      Polecam!! :) zwłaszcza do Pragi- chyba nie masz daleko ;)

      Usuń
  2. Było super! Dziękujemy pilotowi wycieczki!
    M i E. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty