Zakochałam się. Czyli... Podbój Kaukazu.

Witam Was po długiej, długiej przerwie!! Zaniedbałam ostatnio tego bloga, a tu taka piękna rocznica już stuknęła... 3.08 minęły równe 3 lata, odkąd wyjechałam do Estonii i zaczęłam pisać. Głównie dla bliskich, trochę dla siebie... Wróciłam i tak już zostało.
3 lata... kupa czasu.

A mnie dalej nosi.
DZIKIE WOJAŻE AGI KWITNĄ W NAJLEPSZE!

Spełniłam jedno ze swoich czołowych marzeń: WIDZIAŁAM NA WŁASNE OCZY KAUKAZ.

O mamusiu, Kaukaz... zawsze czułam, że mnie hipnotyzuje, wzywa do siebie.


Ale nie spodziewałam się tego, że w PONIEDZIAŁEK RANO zauważę ofertę, WIECZOREM ostatecznie podjęłam decyzję, a we WTOREK już będę lecieć do Gruzji!!!! Czyste szaleństwo!!!
Rozum krzyczy: WARIATKO!!!!
Serce: I DOBRZE!
Tak spontanicznej decyzji jeszcze nigdy chyba nie podjęłam, ale wiadomo- raz się żyje, spontan okazał się najlepszym, co mogło mnie spotkać na obecnym etapie w moim życiu, tego właśnie mi było trzeba!
Kaukazu mi było trzeba!!

Cudowne przeżycie- mieć świadomość, że spełniło się jedno z największyc marzeń swojego życia. Z tych większych - tylko Bajkał przede mną. Teraz jestem pewna- był mistyczny Kaukaz, będzie mistyczny Bajkał, będzie.

Jestem w Kazbegi, potem w Swanetii- Mestii i Ushguli- i aż mi się płakać ze szczęścia chce. Dosłownie i w przenośni. Patrzę na te ośnieżone szczyty, a oczy pełne łez. Gapię sie jak zaczarowana, wszystkie myśli, wszystkie problemy jakoś odchodzą na bok i jestem tylko ja i Kaukaz, nic więcej.















Można się zachwycić, nieprawdaż?


W Gruzji wszystko było cudowne. Począwszy od lotu, który sprawił mi wielką przyjemność, poprzez towarzystwo, jedzenie, o przeżyciach i wrażeniach związanych z widokami nie wspominając.

Definitywnie i na poważnie- ZAKOCHAŁAM SIĘ. Od pierwszego wejrzenia.
Ok, od drugiego. Kiedy w Kutaisi autobusem wyruszaliśmy spod lotniska, na małym skwerze przed wejściem pasł się koń. Widzę tego konia w porannej mgle i już jestem pewna, że to będzie dobry czas. Że to moje wariactwo to była dobra decyzja.
Jeden chudy koń zwiastunem najlepszych dwóch tygodni w moim życiu. ;)

A propo. Konie w Gruzji są święte i wielbione, zwłaszcza przez górali.
Święte również są krowy, które w dzień chodzą i pasą się, gdzie chcą, a na noc samodzielnie (!) wracają do domostw.
Na każdym kroku nie omieszkałam dokumentować ich poczynań.


Przykład tego, co krowy robią sobie z kierowców... 
Nic.







O, moje trzy ulubione:




Do koni wrócę później. ;)


Gruzja podbiła i zawojowała moje serce tak silnie, jak tylko się da.
To był najpiękniejszy kraj, jaki dotychczas odwiedziłam. A że odwiedziłam ich już 19 (!!!), to wiem, co mówię! :)

Armenia, która również była częścią wyprawy, też jest piękna, ale serca nie podbiła tak, jak jej sąsiadka. Nie wiem, może gruzińska mentalność bardziej przemówiła mi do serca.
Lubię, gdy uśmiecham się do kogoś na ulicy, a ten ktoś uśmiech odwzajemnia. Tyle ciepła bije od Gruzinów, tyle radości, że aż miło się patrzy na ten naród.
A jak oni tańczą!!!!
Wszyscy Gruzini potrafią tańczyć swoje narodowe tańce. W Polsce jest to nie do pomyślenia-kto zna jakiekolwiek kroki? A tam DOSŁOWNIE WSZYSCY.
О, так: https://www.youtube.com/watch?v=KaHmDfOU7w8

Dużo można mówić. (późno już).
Co-gdzie-jak opowiem kolejnym razem.

Komentarze

Popularne posty